poniedziałek, 23 stycznia 2012

Jeżeli myślicie, że zima dla rowerzystów nie istnieje to jesteście w błędzie :) Pod paroma względami jeździ się nawet lepiej niż latem, ale o tym później...

Nigdy z własnej, nieprzymuszonej woli nie wjechałem do lasu moim rowerem. Szkoda opon (są typowo szosowe), i rower potrafi się szybko zabrudzić. To co jednak zrobiłem w minioną niedzielę zmieniło moje rowerowe życie...

Postanowiłem wjechać do lasu w okolicach Damianowa, gdzie zdjęcia z tras są już opisane w odpowiednich zakładkach. W lesie byłem nie raz, jednak nie w tym i nie rowerem. Pewnego dnia zobaczyłem, jak grupa ludzi gra tam w paintball - pomyślałem ok, widocznie znaleźli sobie fajne miejsce do gry - mało uczęszczane, z dala od ludzi itd. Postanowiłem to sprawdzić i... zacząłem żałować że przez tyle lat co jeździłem asfaltami dopiero teraz poznałem smak jazdy terenowej na łonie natury. Mimo, że mój rower jest kompletnie nieprzygotowany do jazdy drogami gruntowymi, nie mówiąc już o błocie, głębokich kałużach, gałęziach, liściach to bardzo spodobała mi się jazda w tym akurat lesie. Ma wąskie, trudne i śliskie drogi pożarowe, prowadzące tak naprawdę do nikąd, więc nie spotkasz się z samochodem leśniczego z naprzeciwka. Jedynie drogi wokół lasu mają jakiś logistyczny sens, gdyż są połączone ze sobą. Zresztą, zobaczcie sami...









Efekt zastosowania szosowych opon na błocie... koła często wymykały się spod kontroli - gorzej niż na śniegu.

sobota, 21 stycznia 2012

Mój pierwszy wpis rozpocznę od jedynego zlotu na jaki się wybrałem w roku poprzednim. Umówmy się - w styczniu za bardzo nic się nie dzieje i dla niektórych to martwy sezon, ale na pewno nie dla mnie :), więc na dniach pokażę Wam, moje typowe zimowe trasy rowerowe. Ale wróćmy do zlotu :) Było to 5 czerwca w Jeleniej Górze. XI Parada Rowerów okazała się rekordowa pod względem liczebności cyklistów, głównie ze względu na pogodę i reklamę. Jako, że mieszkam w Strzegomiu, do Jeleniej Góry miałem około 65 kilometrów jazdy po górzystym terenie. Wyjazd o 5:50 i załadowany w sakwy ruszyłem w najdłuższą podróż rowerem w tamtym roku. Spokojny dojazd do Myśliborza i dopiero tam zaczynają się góry. Potem wjazd na główną drogę nr 365 i potem 40 kilometrów tą drogą do samego celu w Jeleniej Górze. Szczerze polecam Wam tą drogę, gdyż nie jest zniszczona, a widoki z niej są po prostu piękne, jedne z najlepszych w powiecie Jaworskim i Złotoryjskim. Tą drogą ścigali się także zawodnicy podczas Tour de Pologne. Najgorszy moment zaczął się przed Dziwiszowem o kilkunastoprocentowym podjeździe na samą ''Łysą górę'' 708 m.n.p.m. Jest tam wyciąg narciarski, jednak ze względu na porę roku był nieczynny. Stamtąd piękny widok na całą Jelenią Górę i 7 kilometrów zjazdu do miasta.
Dojechałem wtedy na zlot przed 10:00. Generalnie celem zlotu był przejazd trasą z Jeleniej Góry do Cieplic i pokazanie ludziom ''ilu nas jest''. Część pierwsza to zapis na zlot - pierwsze 300 osób dostawały koszulkę. Paparazzi z okolicznych gazet oczywiście robili nam zdjęcia na Jeleniogórskim rynku. Ja jednak ze względu na czas nie byłem obecny w tej drugiej części zlotu i musiałem wracać do domu. Podczas podróży napotkałem kilku nieuczciwych ''kolarzy'', którzy z rowerem na dachu jechali na zlot samochodem. Owszem - rozumiem gdy ktoś ma ponad 100 kilometrów w jedną stronę i nie da rady, ale rejestracje były ewidentnie miejscowe. No cóż - przynajmniej udowodniłem że potrafię dojechać i wrócić cały załadowany jadąc w 60% górskimi drogami do Jeleniej Góry i to się liczy :) Ogólnie trasy koło Jeleniej Góry są chyba najlepsze na Dolnym Śląsku i pewnie jedne z najlepszych w Polsce :). Wracając ze zlotu napotkała mnie burza, która skutecznie uniemożliwiła jazdę na ponad 2 godziny. Do domu dojechałem wyczerpany, ale byłem na tyle zdeterminowany by po 134 kilometrach pójść jeszcze do kościoła na 18:30. Następnego dnia praktycznie nic mnie nie bolało. Poniżej parę zdjęć ze zlotu.


Mój Kross załadowany o 5:30. Ważył wtedy 21 kg.




 Policyjna Alfa Romeo 159 :)





Nawrót zaraz za Dziwiszowem - można odetchnąć. Zjeżdżając bez padałowania można się rozpędzić nawet do 50 km/h. Opony w samochodach na tym nawrocie piszczały nawet przy 30 km/h.


Postój koło Żółkiewki i jakieś 128 km za mną.